niedziela, 13 lipca 2008
Taszkient popoludniowy
... bo inny byc nie moze. W dzien jest 45C i z istot zywych spotkac mozna jedynie male czarno-pomaranczowe ptaszki, ktorym dzioby sie nie zamykaja.
Weekend w Uzbekistanie juz prawie za nami. Odpoczywamy po trudach ostatniego, lekkoszalonego tygodnia i odsypiamy. Naprawde trzeba troche czasu, by zrozumiec te dziwna muzulmansko-radziecka kulture.
Po drodze kilka przygod na moskiewskim Szeremietiewie - mniej wiecej 4 razy zmieniali gate, by w koncu odwiezc nas autobusem na inny terminal. Pozniej juz tylko nostalgiczni panowie, ktorzy jeszcze przed startem poprosili o plastikowe kieliszki i poszlo.
Spimy w milym hoteliku razem z konferencja milicjantow ;), w strategicznym miejscu naprzeciwko ambasady Rosji. Jutro szturmujemy konsulat (bo ciagle jeszcze nie mamy wiz na powrot) i jak wszystko OK, to ruszamy do Fergany. Na czwartek mamy bilety samolotowe do Nukus.
Wczoraj przy sniadaniu dluga rozmowa z para Palestynczykow, ktorzy przylecieli na konferencje o komputerach i edukacji (konferencje odwolali, bo miala byc w Bucharze, a tam jak wiadomo tylko dziura w ziemi zostala). Ona inzynier od komputerow (!) po studiach w Taszkiencie, on nauczyciel angielskiego. Po raz kolejny mozemy sie przekonac, ze ludzi podobnie myslacych o swiecie mozna spotkac niezaleznie od miejsca i kultury.
Dzisiaj wizyta na Chorsu bazar i pierwsze spotkanie z cudami orientu (misy przypraw, stoly miesa, gory melonow). I na deser solone pestki moreli ;)
Co przez te dwa dni zrobilo na mnie najwieksze wrazenie? Sniadanie - ser, co jak ser smakuje, pomidory o smaku pomidorow, smietana, jogurt. Wszystko to magdalenki, przywolujace smaki dziecinstwa.
Melony jak owocowy miod :)
zdjecia jutro, bo kabel w hotelu zostal :(
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
poproszę zdjęcia ptaszków :)
Majka, tu te ptaszyska strasznie plochliwe, jeszcze bedziemy polowac, ale na razie udalo sie sfotografowac tylko bociany przywiazane na sznurku na glownym placu pod galeria handlowa (!)
Prześlij komentarz