wczoraj po powrocie znad Morza Aralskiego, przesiadka i kolejny samochod i jedziemy do Chiwy. Rozpoczal sie drugi tydzien wycieczki, czas na wielkie historia miasta Uzbekistanu: Chiwe, Buchare i Samarkande.
Szukamy z kierowca hotelu w Chiwie. Nie zna wskazanego przez nas adresu, pyta miejscowych. Mysla, mysla i odpowiadaja: to chyba w czesci turystycznej. Jedziemy dalej, a tam co? Takie male Carcassone - 'sredniowieczne' mury obronne, a w srodku miasto-skansen dla turystow. Meczety, medresy, palace. Sprzedawcy pamiatek, japonscy turyscy (no, 5 japonskich turystow) i ludzie mowiacy po angielsku. Hotele, restauracje. Dzieci wolajace 'Hi' i 'Bye', ale takze pytajace "Bonbon? Pen?'.
Troche to inne od Uzbekistanu, jaki ogladalismy do tej pory. I choc blekitne wieze minaretow robia wrazenie, to chyba nie tego szukamy w podrozy.
Poogladamy i spadamy. :)
ps. nie jest tak zle, wystarczylo wyjsc poza mury starego miasta i bez trudu odnalezlismy 'nasz' przyjazny Uzbekistan :)
poniedziałek, 21 lipca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
i znowu fajnie sie Was czyta:)
milego czasu!!
dorota
Prześlij komentarz