piątek, 19 czerwca 2009
w oczekiwaniu na monsun
wszystko zamarlo. lub umarlo juz wczesniej. i czeka, by sie odrodzic. suchosc, gorac, pyl i kurz. tak wszystko tu wyglada. w dzien 45C (oficjalnie mierzona temperatura) i ani kropli deszczu. jeszcze.
tygrysy tez czekaja na monsun. nie raczyly sie pojawic. na ich miejscu tez niezbyt chetnie sprzedawalbym swe wdzieki turystom za pieniadze. z pieknego lasu zostaly suche badyle drzew, z licznych w parku drzew i strumieni - wyschniete koryta. jezdzilismy 3 godziny, trzesac sie niemilosienie na gorskich sciezkach. ogladalismy malpy, malpy, malpy, troche ptactwa (w tym przerazliwie miauczace pawie). no i jeszcze 2 rodzaje jeleni (trzeci rodzaj krecil sie po parku w malych, terenowych suzuki).
na koniec, jadacy przed nami samochod gwaltownie przystanal. ludzie spogladaja w jedna strone, ich kierowca macha na nas. szybko, zblizamy sie do nich, aparaty przyszykowane. ale oni patrza prosto w ziemie. tam - niewieli, okolometrowy pyton. o niego caly ten halas. 'Sadzilem, ze tygrysy sa nieco wieksze' - z kamienna twarza skomentowal to jadacy z nami angol. lol.
i jeszcze mile popoludnie, w przydroznej knajpce (znaczy taki daszek i stoliki), przy szklaneczce czaju przygladalem sie przechodzacym wielbladom. kiedy ida po 'asfalcie' ich stopy delikatnie dotykaja podloza, jakby byly zbyt czule na twarde, indyjskie drogi.
a przed chwila w moim pokoju gekon zjadl pasikonika. smacznego ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz