poniedziałek, 15 czerwca 2009

Delhi - pierwsze wrazenia


Jestem.
Lot Swiss Air pelen komfort, byly nawet telefony satelitarne do dyspozycji. szkoda tylko, ze nie dzialaly :(. Proba wyslania sms skonczyla sie zawieszka sytemu.

Pierwsze wrazenie po przylocie: Boze, ile tu ludzi! Zaraz po wyjscu z samolotu, w korytarzach lotniska, wszedzie stoi mnostwo ludzi w mundurach / fartuchach/ uniformach i po prostu potrza na podroznych. Pierwsza moja mysl - cos sie stalo, jakas akcja, kogos szukaja. Ale nie, wszyscy spokojni, wykonuja swoje zadanie. No gdzies pracowac musza.

Kontrola na swinska grype, odprawa i juz. Nastroszony jak jez wychodze na indyjska ziemie. Plan: kupic rupie (malo), kupic pre-paid taxi, dojechac do hotelu. Jest juz 1.00 w nocy, wiec trzeba dzialac. Rupie ok, ide po voucher na taxi. Wszystkie budki takie same. Kolesie rozumieja po angielsku tylko te pytania, ktore chca zrozumiec. Bedzie pan zadowolony ;). OK, kupuje taxi po 350INR, podchodzi do mnie dwoch usmiechnietych kolesi, pan w okienku mowi, zebym poszedl z nimi. Ide, ale cos mi oni za bardzo usmiechnieci. Dokad jade, jak sie nazywa moj hotel. A drugi przez komorke rozmawia. Wychodzimy przed terminal, jeden mowi, zebym tu poczekal, on pojdzie po samochod, a drugi przez komorke. I jak sie nazywa moj hotel. Dobra, stary numer, zadzwoni do hotelu, powie, ze przywiezie goscia i wezmie prowizje. Miejsce gdzie kaza mi czekac tez jakos z boku. Sprzedaje im jeszcze historyjke, ze hotel sam rozpoznam, bo tam juz 3 razy bylem, ze czekaja tam na mnie moi kumple z miejscem w pokoju i spadam. Szukam taksowek, stoja po drugiej stronie terminalu i grzecznie czekaja w kolejce. Po drodze spotykam Angola, ktory odprowadzal dziewczyne na lotnisko i chce wrocic do miasta. Umawiamy sie pol na pol i jedziemy.

O ruchu drogowym w Indiach to pewnie oddzielnie napisze, ale generalnie najszybciej jezdza najwieksze i najbardziej rozjebane ciezarowki.
Po 40 minutach jestesmy na Paharganj, wjezdzamy na ulice Main Bazar (znaczy taka piaszczysta drozka pomiedzy domami). Na ulicach mnostwo spiacych ludzi i bladzacych krow. Szukamy Rak International. Jest, stoi na niewielkim zakurzonym podworku. W srodku za to marmury i telewizja kablowa.
Zakurzone podworko okazuje sie byc za dnia calkiem milym placykiem, na ktorym toczy sie zycie miasta. Mam super widok z tarasu, na ktorym stoja 4 stoliki hotelowej knajpki.
I nawet do wszechobecnego zapachu krowiego moczu mozna sie przyzwyczaic ;).

2 komentarze:

ImagineKasia pisze...

pierwszy szok kulturowy za Toba;)

Marta pisze...

;)