wtorek, 22 lipca 2008

w goscinie u Hodzy Nasruddina

Czytaliscie za mlodu opowiastki o madrym Hodzy Nasruddinie? To jeden z powodow, dla ktorych jestem teraz w Bucharze. :)
Wczoraj przywiozl nas wieczorem szalony kierowca z Chiwy. Jechalismy 450km przez Kuzyl-kum. Szafior swoja 'neksju' (czyli daewoo nexia) rozpedzal sie do 160 i tak lecial przez pustynie. Jak byl asfalt. Bo jak nie bylo (a przez wieksza czesc drogi nie bylo), to zwalnial do 120. Dlugie swiatla i klakson, to byla jego bron. Zyjemy.

(dygresja dla polskich drogowcow: jak w Uzbekistanie remontuje sie drogi? po prostu sie je remontuje. zadnych objazdow, wstrzyman ruchu. jezeli aktualnie wysypuja tluczen, to jedzie sie po kamieniach. jezeli wylewaja pierwszy asfalt, to jedziemy wlasnie po nim. troche trzeba zwolnic omijajac walce i inne drogowe ustrojstwa, ale co tam!)

Przywiozl nas o 22.00 do hostelu, ktorego nazwe z trudem odczytalem z przewodnika. Ten 3 od gory. W drzwach przyjal nas stary Tadzyk, z wielkim brzuchem i usmiechem nieznikajacym z twarzy :). Jest pokoj, jest czaj, siadajcie, porozmawiamy.
Opowiadamy sobie historie rozne, chcialem byc mily, wiec w pewnym momencie mowie, ze jak bylem malym chlopcem to czytalem piekne bajki o madrym Nasruddinie. A on w smiech i mowi: "To ja jestem Nasruddin! To moje nazwisko. Ten hotel nazywa sie 'U Nesruddina'"

No i mieszkamy u madrego, wesolego Nasruddina. On wszystko wie, wszystko zalatwi, pomoze. Milo.

1 komentarz:

cztery główki pisze...

uch! trochę to brzmi czasami jak z baśni choć realia aż nazbyt wyraźne- może to zderzenie rzeczywistości z tonem przebłyskującym tu i ówdzie romantycznym nie wiem czemu tak to odbieram ...chyba wyschnięte morze i krowi żołądek mnie nastroiły....
pozdrawiam m.