niedziela, 12 lipca 2009

raport z duzego miasta cz.2





dzis na poczatek znow program obowiazkowy ;) - Amber Fort. 11km za Jaipur. Wlasciwie pojechalem tam tylko z powodu sloni, ktore tam 'roba' w biznesie turystycznym. turysta sobie zyczy, placi 570 Rs i na fortowe wzgorze wjezdza na sloniu. jak na indie przystalo.
problem tylko, ze te ciezko pracujace slonie zyja w koszmarnych warunkach. codziennie ida te 11km z jaipur asfaltem do roboty. na miejscu nie maja swoich szafek, prysznicow, ani nawet stolowki. podobno to ma sie zmienic, ale na razie nie ma zartow.

zatem do fortu (oczywiscie komunikacja publiczna, jak przystalo na lokalsa ;), bilet 7Rs). spokojne zwiedzanie/ ogladanie, bardziej turystow niz samego fortu. dominuja hindusi, ktorzy calymi rodzinami ogladaja zabytki swojej kultury. pomiedzy nimi placza sie pojedyncze bialasy.

schodzac z fortowego wzgorza zostawiam droge dla ludzi i ide droga dla sloni (takim mialem plan, ze droga dla sloni zaprowadzi mnie do sloni). no i udalo sie (nie ma jak genialny plan) - trafiam do sloniowej poczekalni, czyli miejsca, gdzie slonie czekaja na zjawienie sie turystow. tam sie troche rozgladam, troche rozpycham i juz po chwili pije czaj ze sloniowymi 'driverami' (jak sami siebie okreslaja). slucham opowiesci o ich ciezkim losie i niskich zarobkach. a przy okazji spoufalam sie ze sloniami. najbardziej z jednym o pieknym imieniu cziczej (czy cos takiego ;) ).
troche te slonie wygladaja jakby mialy chorobe sieroca. ruszaja glowa na lewo i prawo, machaja trabami. no i ich oczy o zupelnie pustym spojrzeniu. cziczej troche sie ozywia, gdy go drapie po trabie i w okolicach oka. mozna mu tez dac reke do possania, zabawne uczucie.
tak nam milo mija godzinka. w amber jeszcze mily lanczyk plus obowiazkowy czaj (wszystko za jedynie 15Rs) i autobus powrotny do domu.






kupilem bilet do delhi na 7.30am.


ps. trzymam kciuki za kubice, moze jakies punkty beda.

Brak komentarzy: