piątek, 26 czerwca 2009
Udaipur - Queen Cafe
W Udaipur jestem wlasnie ;). Troche tu chlodniej niz w Bundii.
Jechalem nocnym autobusem, kupilem miejsce sleeper. Niezle bylo, pol autobusu za kierowca fotele (duzo miejsca i rozkladane), pol po lewej stronie kajuty ;). Otwarte okno, odgrodzony od reszty autobusu, pelna kulturka. Troche 'lepko' bylo, ale od czego superkocyk SwissAir ;). No i niestety przez cala droge kurs ostrym bajdewindem. Stan morza 5-6. Znaczy niezle trzeslo.
Mieszkam w Queen Cafe - to wlasciwie nie hotel, a prywatny dom, na ostatnim pietrze wynajmuja dwa pokoje. Oczywiscie nikogo nie ma, bo jest poza sezonem. Gospodarze mili, sympatyczni, kontaktowi. (obrazek z dzisiejszego poranka: dziadkowie ok. 70tki, on gleboikim, teatralnym glosem czyta ksiazke (w hindii rzecz jasna), ona siedzi i slucha ze lzami w oczach. Pewnie im sie nie powiodlo (w tej ksiazce znaczy) ;).
A i genialna kuchnia - miejsce slynie z tego, ze organizuje kursy gotowania. Zaraz ide na obiad :)
Udaipur - miejsce slynne z ogromnego palacu (to na jutro), pieknego jeziora w srodku miasta (niestety jezioro zachorowalo na to samo, co jeziora w Bundii - wyschlo) i Palace Lake Hotel. Jaki to cud ten hotel (2. pod wzgledem standardu w calej Azji ;) ) opowiadal mi wczoraj przez pol godziny na przystanku jeden nowozeniec z Udaipur. Zapytalem czy moze tam sie wybiera na miesiac miodowy - usmial sie tylko.
A hotel chyba rzeczywiscie kazdy z nas zna - to ten, gdzie dzieje sie akcja Jamesa Bonda - Octopussy. I ten cienias Moore motorowkami i takie tam, a ja dzisiaj bez wysilku po dnie jeziora ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
oj, zazdrosze: juz nie moge sie doczekac tych upałów, kolorów, mango i pikantnych potraw...i małp;)
wlasnie przeczytalem wzystkie posty z Indii i przyznaje ze podoba mi sie Twoje socjologicznie spaczone spojzenie na swiat. Milych wakacji.
Stach
Pisz ojciec troche o cenach - myslimy z rajem z Oz pojechac do Indii in the near future
Prześlij komentarz